Cenzura czy walka z dezinformacją? Rząd szykuje przepisy, a prezydent grzmi
Rząd szykuje zmiany w przepisach, które dla jednych są walką z dezinformacją, a dla innych cenzurą i kagańcem zakładanym na wydawców oraz internautów. Wyjaśniamy, o co chodzi.
Sprawa ma swój początek jeszcze w 2022 roku, kiedy to Parlament Europejski przegłosował Akt o usługach cyfrowych (DSA — Digital Service Act) oraz Akt o rynkach cyfrowych (DMA — Digital Market Act).
Teraz rząd szykuje nowelizację ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz niektórych innych ustaw, aby dostosować polskie przepisy do unijnego rozporządzenia. Jednak propozycje od początku budzą ogromne kontrowersje. Prezydent Karol Nawrocki mówi wręcz o ograniczaniu wolności słowa pod pozorem walki z nielegalnymi treściami i dezinformacją. O co tak naprawdę chodzi?
Główne założenia nowelizacji
Projekt nowelizacji ustawy, który został przyjęty przez Radę Ministrów we wrześniu tego roku, zakłada przede wszystkim stworzenie nowoczesnego systemu walki z dezinformacją oraz nielegalnymi treściami. Tak przynajmniej twierdzi rząd. Dzięki zmianom w przepisach mają powstać przejrzyste zasady działania platform internetowych, które będą chronić użytkowników sieci. Co to oznacza w praktyce?
Nowelizacja ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz niektórych innych ustaw nadaje nowe kompetencje kilku polskim organom. Zacznijmy od Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE). Ten zostanie koordynatorem ds. usług cyfrowych. Będzie on nadzorował stosowanie w Polsce przepisów o DSA. Dodatkowo będzie odpowiedzialny za współpracę na tym polu z Komisją Europejską oraz innymi państwami UE (w ramach Europejskiej Rady ds. Usług Cyfrowych).
Poza tym Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) będzie sprawować nadzór nad platformami wideo, a Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) nad platformami handlowymi oraz sprawami obejmującymi jego kompetencje, czyli ochronę konsumentów.
Nielegalne treści, czyli jakie?
To właśnie do nich prokuratura, policja, straż graniczna, Krajowa Administracja Skarbowa (KAS), tzw. zaufane podmioty sygnalizujące (instytucje oraz organy certyfikowane przez UKE), ale też osoby fizyczne będą mogły składać wnioski o wydanie nakazu blokowania nielegalnych treści. Ale jakie treści mogą zostać uznane za nielegalne? Chodzi między innymi o:
- groźby karalne,
- namawianie do popełnienia samobójstwa,
- pochwalanie zachowań o charakterze pedofilskim,
- propagowanie ideologii totalitarnych,
- nawoływanie do nienawiści i znieważanie na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych i wyznaniowych,
- zlecenia zabójstwa człowieka,
- zlecenia dotyczące handlu ludźmi,
- utrwalanie nagiej osoby lub w trakcie czynności seksualnej bez jej zgody albo stosując przemoc, groźby lub podstęp,
- prezentowanie treści pornograficznych małoletnim poniżej 15. roku życia,
- kradzież tożsamości,
- oszustwa,
- naruszenie praw autorskich,
- rozsyłanie fałszywych alarmów.
Po sporządzeniu takiego wniosku do autora danej treści trafi zawiadomienie na ten temat. Ten będzie miał 2 dni na przedstawienie swojego stanowiska. Natomiast urzędy będą miały na procedury 2 dni, jeśli wniosek złoży policja lub prokuratura, 7 dni w przypadku usługobiorcy lub zaufanego podmiotu oraz maksymalne 21 dni w sprawach szczególnie skomplikowanych.
Następnie decyzję w tej sprawie wyda Prezes UKE lub KRRiT. Usługobiorca, którego treść zostanie zablokowana, będzie mógł wystąpić z wnioskiem o usunięcie ograniczenia. W przypadku odmowy będzie przysługiwać sprzeciw do sądu. Natomiast za naruszenie przepisów przewidziane są odpowiedzialność cywilna oraz kary pieniężne.
Tak jak dziennikarzowi nie wolno publikować nieprawdy, jak nie wolno bezkarnie obrażać drugiego człowieka, bo idzie się pod sąd np. z zarzutem o mowę nienawiści, tak samo trzeba się liczyć z odpowiedzialnością za słowo w internecie.
Przeciwnicy zmian
Jednak projekt ma swoich przeciwników. Wśród nich znajdują się między innymi organizacje pozarządowe, a także dziennikarze i prawnicy. Wskazują oni, że zaproponowane zmiany mogą w praktyce sprowadzać się do cenzury treści, które nie będą zgodne z oceną urzędników lub aktualną linią polityczną rządu. Głównym problemem ma być niewystarczająca ochrona wolności słowa i brak niezależnej kontroli decyzji administracyjnych, wydawanych przez UKE czy KRRiT.
Wśród przeciwników nowych przepisów znalazł się również prezydent Karol Nawrocki, który na platformie X napisał:
Dzisiaj upływa termin zgłoszeń na wysłuchanie publiczne rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz niektórych innych ustaw. Pod pozorem walki z nielegalnymi treściami i dezinformacją rząd chce ograniczyć wolność słowa, poprzez wprowadzenie mechanizmu blokowania wypowiedzi arbitralnymi decyzjami administracyjnymi urzędników. Nie tak to powinno wyglądać.
Jednocześnie prezydent namawia obywateli do zabrania głosu w tej sprawie. Termin zgłaszania chęci do udziału w konsultacjach w ramach wysłuchania publicznego projektu nowelizacji ustawy mija w najbliższą niedzielę (2 listopada). Głos w sprawie mogą zabrać zarówno organizacje społeczne, jak i osoby prywatne.
Warto zabrać głos, zanim spróbują zabrać go Tobie.
Takie podejście prezydenta nie jest w smak obozowi rządzącemu. Szef resortu cyfryzacji uważał, że uda mu się przekonać głowę państwa do podpisania ustawy. Jako jeden z powodów wskazywał skalę dezinformacji, jaka pojawiła się w kontekście tematu rosyjskich dronów.
To jest nasz wspólny interes. I żeby była jasność, ustawa nie jest od tego, by blokować konta polityczne. Chodzi o to, by eliminować fałszywe treści produkowane przez internetowe trolle, a przede wszystkim przez boty [...] Rosyjskie i białoruskie konta zrobiły 60-milionowe zasięgi. I to tylko na jednym wątku – oskarżenia Ukrainy o dronową prowokację. Wierzę, że prezydenta to przekona. Dajmy sobie przynajmniej możliwości obrony albo wkrótce będziemy płakali nad rozlanym mlekiem.
Póki co zapowiada się, że nowelizacja ustawy będzie kolejnym polem walki między rządem oraz prezydentem RP.