"Dzieło szaleńca". Wielka premiera na Netflixie już w piątek
Oto zbliża się wielkimi krokami, być może najbardziej spektakularna, premiera Netflixa tegorocznej jesieni. Jest zatem powód, aby wyczekiwać piątku, jeszcze bardziej niż zwykle.
    "Frankenstein" zadebiutuje na Netflixie już 7 listopada
Już za moment, 7 listopada (czyli w najbliższy piątek) bibliotekę Netflixa zasili produkcja "Frankenstein”, w reżyserii i według scenariusza Guillermo del Toro. Na taki film czekaliśmy wyjątkowo długo, na łamach Telepolis.pl pisaliśmy o nim już w czerwcu, kiedy to w sieci zadebiutował pierwszy zwiastun. I trzeba przyznać, że podsycił skutecznie apetyt wszystkich fanów tego typu klasyki. Bez dwóch zdań, to najbardziej wyczekiwana pełnometrażowa produkcja, jaka ma pojawić się na platformie.
"Dzieło prawdziwego szaleńca"
To nic, że oryginalną historię znamy właściwie wszyscy. To już klasyka literatury gotyckiej i jedno z najważniejszych dzieł w historii. Zatem to nie fabuła będzie niespodzianką, ale sposób jej adaptacji. Film powstał na podstawie historii o tym samym tytule, której autorką jest Mary Shelley. Pisarka napisała swoją głośną powieść w wieku 18 lat.
    
    
    W rolach głównych zostali obsadzeni: Oscar Isaac, Jacob Elordi, Felix Kammerer oraz Charles Dance i Christoph Waltz. Wszystkim tym panom będzie towarzyszyła prawdziwa księżniczka horrorów - Mia Goth.
To nie tylko historia o nauce i potworach
To bardziej opowieść o człowieczeństwie, moralności i konsekwencjach przekraczania granic. Film, podobnie jak książka, opowiada historię naukowca Victora Frankensteina, który ma obsesję na punkcie odkrycia sekretu życia. Udaje mu się stworzyć istotę z martwej materii, ale niestety jego eksperyment przynosi więcej szkody niż pożytku. Stworzony przez niego "potwór" ma jednak duszę i to głęboko wrażliwą, głęboko świadomą swojej samotności. I ten właśnie aspekt powoduje, że Frankenstein na skutek odrzucenia przez wszystkich, w efekcie staje się postacią tragiczną.