Zaczęli sprawdzać social media przyjezdnym w USA. Oto, jak to wygląda

Jakub Krawczyński (KubaKraw)
1
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Zaczęli sprawdzać social media przyjezdnym w USA. Oto, jak to wygląda

Dalsza część tekstu pod wideo

Władze USA zaczęły przeglądać media społecznościowe części osób ubiegających się o wizę, co wywołało chaos, opóźnienia i ostrzeżenia dla pracowników największych firm technologicznych. Z europejskiej perspektywy wygląda to jak sceny z dystopijnego serialu – a jednak dzieją się naprawdę.

Cyfrowa granica USA

W Stanach Zjednoczonych trwa właśnie proces zaostrzania kontroli imigracyjnych, który dla nas – obserwatorów z Europy i Polski – brzmi jak coś absolutnie nienormalnego. Konsulaty zaczęły wymagać od części wnioskodawców pełnego ujawnienia swoich profili w mediach społecznościowych, aby urzędnicy mogli analizować ich aktywność online. To nie tylko dodatkowy filtr, ale też powód gigantycznych opóźnień, które sparaliżowały system wizowy.

Firmy takie jak Google czy Apple ostrzegają pracowników, by nie opuszczali USA, bo powrót może okazać się niemożliwy przez miesiące. W praktyce oznacza to, że ludzie na legalnych wizach boją się wyjechać na święta, odwiedzić rodzinę czy nawet wyskoczyć na krótką delegację. Przetwarzanie wniosków trwa tak długo, że prawnicy radzą: zostańcie na miejscu, bo inaczej utkniecie poza granicą.

Nowe zasady obejmują m.in. posiadaczy wiz H‑1B, ich rodziny, studentów oraz uczestników programów wymiany. Wszyscy muszą liczyć się z tym, że ich internetowa obecność zostanie prześwietlona – a każda nieścisłość może oznaczać kolejne miesiące oczekiwania.

Atmosfera przypomina dystopię – ludzie kasują posty, ale prawnicy ostrzegają, że to może wyglądać podejrzanie. Inni w panice rezygnują z lotów, gdy tylko słyszą o nowych opóźnieniach. W jednej z firm kilkudziesięciu pracowników wysiadło z samolotu tuż przed startem, bo bali się, że nie wrócą do USA.

Z europejskiej perspektywy trudno uwierzyć, że w kraju deklarującym otwartość i innowacyjność to właśnie cyfrowy ślad stał się nową granicą – a podróżowanie przestało być oczywistością, nawet dla tych, którzy mają wszystkie dokumenty w porządku.