Google chciał opodatkować aplikacje. Szalony plan na baterię w Androidzie
Google każdego roku walczy z aplikacjami drenującymi baterię. Firma miała jednak znacznie dziwniejszy pomysł, który na szczęście (lub nieszczęście) trafił do kosza.
Bateria nie jest z gumy
Są trzy pewne rzeczy w życiu: śmierć, podatki i nowe ograniczenia dla aplikacji w tle w Androidzie. Z każdą kolejną wersją systemu Google dokręca śrubę programistom. To zrozumiałe. Bateria w smartfonie nie jest z gumy, a aplikacje działające bez kontroli szybko by ją wyczerpały.
Obecnie system próbuje sobie z tym radzić na różne sposoby. Aplikacje, które muszą działać cały czas (np. odtwarzacz muzyki czy nawigacja), używają tak zwanych usług pierwszego planu. Muszą wtedy wyświetlać stałe powiadomienie. Reszta powinna korzystać ze specjalnych narzędzi, jak JobScheduler czy AlarmManager. Planują one zadania "na później", gdy telefon będzie miał na to chwilę i zasoby.
Problem w tym, że te obecne systemy są dość proste. Ustalają limity, na przykład 150 zadań na aplikację. Nie analizują jednak, ile faktycznie energii zużyje dane zadanie. Pozwalają na marnotrawstwo cennej energii.
TARE, czyli Google bawi się w ekonomię
Gigant z Mountain View wpadł na pomysł, by rozwiązać ten problem w radykalny sposób. Stworzono projekt The Android Resource Economy (TARE). To była w zasadzie kompletna, wirtualna gospodarka wewnątrz telefonu. Google potraktował energię baterii jak ograniczony surowiec, który trzeba mądrze rozdysponować.
TARE wprowadzało wirtualną walutę: Android Resource Credits (ARCi). Żeby było śmieszniej, istniała też mniejsza jednostka: "Cakes" (Ciastka). Jeden ARC był wart miliard "Ciastek". Tak, to był żart programistów.
W tym systemie każda aplikacja musiała zapłacić w ARCi za możliwość wykonania zadania w tle. Nad wszystkim czuwał centralny organ nazwany IRS, czyli Internal Resource Service. To oczywiście gra słów nawiązująca do amerykańskiego urzędu skarbowego. Ten "urząd" działał jak bank centralny i regulator rynku.
Jak aplikacje zarabiały "pieniądze"? Dostawały "wypłatę" (ARCi) za pozytywne interakcje z użytkownikiem. Otworzyłeś aplikację? Dostawała kredyty. Kliknąłeś w jej powiadomienie lub widżet? To samo. System nagradzał apki, które były faktycznie użyteczne. Aplikacje mogły też dostać "zasiłek", gdy ich konto było puste, a telefon się ładował.
To było zbyt skomplikowane
System był piekielnie złożony. IRS rozróżniał "Koszt Produkcji" (realny drenaż baterii) od "Ceny" (ile apka musi zapłacić). System starał się "zarabiać", czyli priorytetyzował te zadania, które miały wyższą "Cenę". Teoretycznie oznaczało to zadania ważniejsze dla użytkownika.
Ceny nie były stałe. Włączyłeś oszczędzanie baterii? Ceny za operacje w tle natychmiast rosły. Podłączyłeś ładowarkę? Ceny spadały. Co więcej, sam system zarządzał globalną "podażą pieniądza" w zależności od poziomu naładowania. Pełna bateria oznaczała hossę i dużo ARCi w obiegu. Końcówka baterii to kryzys i drastyczne cięcia.
IRS mógł nawet "opodatkować" aplikacje, które chomikowały kredyty, ale nie były przez użytkownika otwierane. Zabierał im część oszczędności, by waluta wracała do obiegu.
Co było, a nie jest...
Co się stało z TARE? Google po cichu wyrzucił cały projekt do kosza w 2024 roku, przy okazji prac nad Androidem 15. Pomysł nigdy nie trafił do żadnego telefonu dostępnego na rynku. Prawdopodobnie był po prostu zbyt ambitny i skomplikowany. Regulowanie wirtualnej gospodarki okazało się równie trudne, co tej prawdziwej. A programiści musieliby się nieźle nagimnastykować, by dostosować swoje aplikacje do tych zasad.